Marian Kasprzyk

2

Medale igrzysk olimpijskich

1
1

przydomek „Polski Papp”, pięściarz z Bielska, który nigdy nie był mistrzem Polski, ale wywalczył złoty medal olimpijski w Tokio (1964) i brąz w Rzymie (1960).

Urodzony 22 września 1939 roku w Kołomaniu koło Kielc, wraz z rodzicami i sześciorgiem starszego rodzeństwa spędził ostatnie lata wojny u bauera na terenie Niemiec (Fraustadt), gdzie ojciec przymusowo pracował. Po zakończeniu wojny cała rodzina osiadła na Ziemiach Zachodnich w Ziębicach. Tam chodził do szkoły, zetknął się ze sportem i zaczął uprawiać boks w miejscowej Sparcie (1955-1957), a potem w Nysie Kłodzko (1957-1958) aż do czasu, kiedy podczas towarzyskich zawodów, nieznany dotąd nikomu dziewiętnastolatek (169 cm, 69 kg) znokautował świetnego boksera niemieckiego Voigta (Activist z NRD). Zaraz potem „zaproszono” go do BBTS Bielsko (1958-1961 i 1964-1969), klubu pierwszoligowego, w którego szeregach walczył m.in. taki as jak Zbigniew Pietrzykowski. Na „dzień dobry” w I lidze (w meczu z Legią) pokonał na punkty Henryka Niedźwiedzkiego. I tak zaczęła się wielka sportowa kariera zawodnika, który nie tylko sylwetką (odwrotna pozycja), siłą ciosu i sposobem walki, ale cerą, kolorem włosów i stylizowanym wąsikiem przypominał sławnego węgierskiego mistrza pięści i dlatego nazwany został „Polskim Pappem”.

Jego kariera sportowa była tak pełna nieprawdopodobnych i dramatycznych spięć, zarówno w ringu jak i poza nim, iż posłużyła za kanwę scenariusza fabularnego filmu Juliana  Dziedziny pt. „Bokser”, w którym rolę pięściarza z Bielska zagrał Daniel Olbrychski, a jego rywala… Leszek Drogosz. On i Jerzy Kulej skutecznie blokowali dostęp bielszczanina do najwyższych sportowych zaszczytów w kraju. Toteż nie zdobył on nigdy tytułu mistrza Polski, łatwiej mu było wywalczyć medale na mistrzostwach Europy i igrzyskach olimpijskich. Stało się to dzięki polityce Feliksa Stamma, który potrafił skutecznie „gospodarować siłami” znakomitej grupy polskich pięściarzy lat sześćdziesiątych, desygnując ich do olimpijskich zadań w wagach: lekkiej, lekkopółśredniej i półśredniej. Robił to z ogromnym wyczuciem i znakomitymi wynikami.

Trzykrotny olimpijczyk (1960, 1964, 1968). Okres (1961-1964) nie był jednak dla niego pomyślny. Kilka, następujących po sobie awantur (i bijatyk) poza ringiem, aresztowanie, rozprawa sądowa, skazujący wyrok, pozbawienie wolności. Długa przerwa w życiorysie i jeszcze jeden okrutny, tym razem „sportowy wyrok” – dożywotnia dyskwalifikacja. Ale na szczęście, chwila refleksji po tych bolesnych wydarzeniach, stała się udziałem nie tylko boksera z Bielska. Zaczęto się zastanawiać (m.in. znany prawnik prof. Jerzy Sawicki), czy w ogóle dożywotnia dyskwalifikacja w sporcie ma sens? Czy można zawodnikowi, który odbył karę wyznaczoną przez sąd, zamykać na zawsze drogę powrotu do sportu i społeczeństwa? Doszły i inne znaczące argumenty. Okazało się, że rzekomo pobity milicjant został zwolniony ze służby za notoryczne pijaństwo i awanturnictwo (inicjator incydentu). Za pięściarzem stanął klub i osobiście Zbigniew Pietrzykowski oraz niezawodny w każdej sytuacji „papa” Stamm. Dyskwalifikację cofnięto. Olimpiada w Tokio była tuż, tuż… Trener miał nie byle jaki orzech do zgryzienia: kogo wysłać do Japonii w wadze półśredniej? Silnie bijącego fightera, który dopiero co rozpoczął treningi – Mariana Kasprzyka, czy też mistrza finezyjnej obrony Leszka Drogosza, który niespodziewanie zapowiedział powrót na ring uznając, że dopiero udział w czwartych igrzyskach w pełni go usatysfakcjonuje. Następuje oczekiwanie na decyzję Stamma. Miesiąc przed igrzyskami, podczas mistrzostw krajowych obaj pięściarze spotykają się już w eliminacjach. Wygrywa Drogosz, który ma zdecydowaną przewagę techniczną, ale w trzecim starciu, po celnym sierpowym Kasprzyka „czarodziej ringu” niespodziewanie „siada” na macie. Stamm jeszcze nie podejmuje decyzji. Przygotowania trwają w Cetniewie. Kolejna walka wielkich rywali tym razem tylko „wśród swoich”. I Drogosz znów jest na deskach. Uznaje w końcu wyższość bielszczanina i ten wielki sportowiec sam ogłasza, że do Tokio powinien pojechać Kasprzyk. Stammowi  spada z serca wielki ciężar. Kochał przecież obu, ale tym razem chciał „wskazać” na „polskiego Pappa”. Miał nosa. I Drogosz i Stamm. Tyle suche nazwiska i liczby. Rzeczywistość – dużo bardziej skomplikowana. Przede wszystkim przeciwnicy byli bardzo silni. Szczególnie mistrz Igrzysk Panamerykańskich z Chile i Włoch Bertini mocno nadwerężyli siły Polaka. Dopisało mu jednak szczęście. Wygrał przecież oba pojedynki 3:2, a więc robił widać dobre wrażenie na sędziach. Największy dramat rozegrał się jednak dopiero w finale. Już w pierwszej rundzie Polak (mańkut, podobnie jak  jego wielki rywal) stopuje Litwina silnym prawym sierpem i łamie sobie kciuk (kość Benneta, częsta kontuzja pięściarzy, m. in. trzykrotnie miał ją złamaną Józef Grudzień). Walczy jedną ręką. Nic nie mówi Stammowi. Lewą w drugim starciu rzuca na matę Tamulisa, ale nie może dokończyć akcji prawą ręką. Trener już wie, co się mogło stać. Kasprzyk mówi mu więc w przerwie, że chyba „coś pękło” w prawej dłoni, a na pytanie, czy go poddać odpowiada krótko: „Nie, wytrzymam jeszcze te trzy minuty”. I przetrzymał straszliwy ból. Ba, pod koniec walki trafił jeszcze nawet kilka razy Tamulisa prawą. Po raz trzeci z rzędu (przedtem swe walki wygrali: Grudzień i Kulej) zagrano w hali Korakuen Mazurka Dąbrowskiego. „Polski Papp” zdał egzamin pod każdym względem. Nie zawiódł kibiców, a szczególnie ludzi, którzy w trudnych chwilach podali mu rękę. Na Igrzyskach startował jeszcze raz. I na tych igrzyskach nie obyło się bez „olimpijskiego pecha”, choć tym razem dał on o sobie znać w innej, już nie bolesnej, a dość frywolnej formie. Kasprzykowi w czasie walki pękły… spodenki. W polskim narożniku pospiesznie i z niemałym zdenerwowaniem szukano zastępczych majteczek. Wreszcie ściągnął swoje masażysta naszej drużyny Stanisław Zalewski i sprawa została uratowana, ale sam przypadek, a szczególnie radość jaką wywołał ten incydent wśród publiczności tak zdeprymowały i zdekoncentrowały polskiego pięściarza, że nie mógł wykazać swojej wielkiej klasy. A przygotowany był znakomicie.

Po igrzyskach walczył jeszcze kilka lat reprezentując Górnika Wesoła (1970-1974) i Górnika Pszów (1975-1976). Uzupełniając faktografię z jego kariery należy odnotować jeszcze: był uczestnikiem mistrzostw Europy w Belgradzie (1961), gdzie w półfin. przegrał z Alojzym Tuminszem (ZSRR) – przyszłym mistrzem Europy – i zdobył brązowy medal. Był także drużynowym mistrzem Polski w zespole BBTS Bielsko (1959-60) i 9-krotnym reprezentantem Polski w meczach międzypaństwowych 1960-1967 (6 zwycięstw, 1 remis i 2 porażki). Zwycięzca „Turnieju Przedolimpijskiego” PZB i „Sportu” 1965 w wadze półśredniej. W sumie stoczył 270 walk wygrywając 232, remisując 10 i przegrywając 28. Po zakończeniu kariery zawodniczej był trenerem Górnika Knurów, Górnika Wesoła, Górnika Pszów i BBTS Bielsko. Zasłużony Mistrz Sportu, odznaczony m. in. złotym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe. Laureat nagrody im. Aleksandra Rekszy (1999). Działacz OZB w Katowicach.
Na kanwie jego życiorysu powstała książka pt. „Olimpijczyk” (Edward Kurowski) i wspomniany już film „Bokser”. 

*1960 Rzym: boks, w. lekkopółśrednia – w pierwszej kolejce wygrał przez ko w II rundzie z hiszpańskim zabijaką Carmelo Alfonso Garcią, w drugiej zwyciężył 5:0 Gyorgy Pala (Węgry), w ćwierćfin. pokonał też 5:0 samego Władimira Jengibariana – ZSRR (mistrza olimpijskiego z Melbourne (1956), który wyeliminował tam z turnieju Leszka Drogosza), ale nie stanął do walki półfinałowej z Clementem Quarteyem (Ghana). Ormianin przegrywając i ratując się przetrzymywaniem, tuż przed końcowym gongiem uderzył w czoło przeciwnika, nad prawym okiem. Pozostał po tym ogromny krwiak i lekarze w żaden sposób nie mogli zlikwidować opuchlizny. Polak musiał oglądać finał z trybun (zw. Bohumil Nemecek CSRS). Prawie pewny złoty medal przeszedł mu koło nosa. Musiał zadowolić się brązem.

*1964 Tokio: boks, w. półśrednia – w pierwszej kolejce zwyciężył 3:2 Chilijczyka Misaela Vilugrona, w drugiej pokonał 5:0 Siriru Alimiego (Nigeria), w ćwierćfin. wygrał 5:0 z Kichijro Hamadą (Japonia), w półfin. zwyciężył 3:2 Silvano Bertiniego (Włochy), a w finale wygrał 4:1 z Rickardasem Tamulisem (ZSRR) zdobywając złoty medal.

*1968 Meksyk: boks, w. półśrednia – w pierwszej kolejce przegrał 1:4 z Armando Munizem (USA) i odp. z turnieju (zw. M. Wolke, NRD).

Bibl.: Głuszek, Leksykon 1999, s. 223; Kurzyński, Tysiąc wspaniałych (2, s. 106-107; Zmarzlik, Bij mistrza, s. 113-122 i 199; Skotnicki, Od Olimpii do Atlanty, s. 187, 191, 194; Najlepsi z najlepszych, s. 44 – 49; Duński, Od Paryża, s. 309-310; Osmólski, Leksykon boksu, s. 76; Olszewski L., Marian Kasprzyk uhonorowany nagrodą im. Aleksandra Rekszy, „Bokser”, 1999, nr 6.